Jesień z moich wspomnień to długie spacery po połoninach Bieszczad.
Obserwowanie ptaków, szukanie jaszczurek i podglądanie jak czarne bociany za Ustrzykami Górnymi świczą skrzydła przed odlotem.
Budziły nas rankiem, ta wcześnie, że na namiotach płynęła rosa.
Kiedyś przepełzłam z Karolem Płudowskim Wołosate obserwując biedronkę.
Później siedzieliśmy przy ognisku i śpiewaliśmy aż upieką się ziemniaki.
Pamiętam ich zapach i smak. Dłonie i usta umorusane, a my szczęśliwi spokojem, najedzeni :)
Wracałam stamtąd pełna wrażeń.
Do dziś mam w sercu mozaikę kolorów wiązów, dębów i leszczyn.
Do dziś słuszę sercem plusk potoków, świergot ptaków i szum traw na Caryńskiej.
Zawsze cały przedział w pociągu był dla nas :)
bo jak mogą pachnieć młodzi ludzi suszący wełniane swetry nad ogniskiem?
Później w domu wyskubywałam ze owczych swetrów i getrów osty. Dłuuuugo :)
Zrobiłam szal na miękkiej bawełnie z dwustronną fakturą i rysunkiem liścia i ostów.
Takie wspomnienie z młodości :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz